W trwającej 19 godzin operacji podniesienia wraku wycieczkowca Costa Concordia brali udział także polscy inżynierzy z firmy NED-Project.
19 godzin trwał najważniejszy etap wydobywania wraku Costa Concordii - tzw. parbuckling, czyli podnoszenia na linach. Długi na 300 metrów i ważący niemal 115 tysięcy ton wrak leżał na prawej burcie u wybrzeży wyspy Giglio od ponad półtora roku.
W operacji brali udział także polscy inżynierzy z firmy NED-Project. Spółka została wyselekcjonowana do współpracy przez amerykańsko - włoskie konsorcjum Titan Salvage Micoperi, w charakterze wspierającego podmiotu zarządzającego przedsięwzięciem podnoszenia Costa Concordii – podaje Dziennik Bałtycki. Okazuje się, że o wyborze polskich fachowców nie zadecydowała cena lecz kompetencje zespołu, referencje oraz kapitał intelektualny.
Zadaniem gdańskich inżynierów była kontrola dokumentów, techniczne konsultacje podczas tej, stawiającej wiele wyzwań i bardzo ryzykownej, ratowniczej operacji.
Polski zespół pod kierownictwem dyrektora technicznego NED-Project i głównego projektanta Jerzego Pietrzaka, od około roku pracował nad rozwiązaniami nietuzinkowych problemów technicznych związanych z uratowaniem Costa Concordii.
Jak podkreśla Dziennik Bałtycki, wszystkie czynności Polaków, związane z zarządzaniem tym realizowanym w kilku krajach projektem, koordynowane były w Gdańsku, za pomocą aplikacji Wayman - polskiego produktu, stworzonego w Trójmieście. (der)
Polskiefirmy poszukują pracowników wśród Polaków, którzy wyjechali na Zachód. Jak donosi „Puls Biznesu” osoby, które wyemigrowały z kraju znają języki i kulturę pracy za granicą. Polacy mieszkający we Włoszech, których poprosiliśmy o wypowiedź na ten temat, zgodnie stwierdzili, że nie chcieliby wyjechać z Italii.
Obraz polskiego emigranta Z danych GUS zebranych w czasie prowadzonego w 2011 r. Narodowego Spisu Powszechnego wynika, że ponad 2,02 mln Polaków przebywa poza granicami kraju. Dla zdecydowanej większości przyczyną wyjazdu są kwestie ekonomiczne i chęć znalezienia lepiej płatnej pracy. 1,5 mln z nich przebywało poza Polską przez okres dłuższy niż rok, głównie w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Stanowią oni więc ok. 75 proc. ogólnej liczby emigrantów. Wśród nich 614 tys. to kobiety, a 551 tys. stanowią mężczyźni. Polscy emigranci to najczęściej młodzi ludzie, stanowią oni około 65 proc., a 83% z nich znajduje się obecnie w wieku mobilnym, a aż 83 proc. w produkcyjnym. Najliczniejszą grupę tworzą osoby w wieku 25-29 lat, których wyjechało aż 243 tys. Niewiele mniej, bo 232 tys. stanowią ludzie w wieku 30-34. 151 tys. emigrantów jest w wieku 35-39, a 101 tys. w wieku 20-24. Powinni oni być motorem napędowym naszej gospodarki, jednak na skutek ciężkiej sytuacji w Polsce, zarabiają za granicą. Większość młodych osób, które zdecydowało się opuścić ojczyznę wybrało na kraj osiedlenia inne państwo Unii Europejskiej.
Na mocy tajnego protokołu do paktu Ribbentrop-Mołotow z dnia 23 sierpnia 1939 roku, ZSRR zobowiązał się do zbrojnego wystąpienia przeciw Polsce w sytuacji, gdyby III Rzeszaznalazła się w stanie wojny z Polską, co było eufemistycznym określeniem przewidywanego jeszcze przed wybuchem II wojny światowej najazdu Niemiec na Polskę[a]. 3 września 1939 roku Kliment Woroszyłow nakazał podwyższenie gotowości bojowej w okręgach, które miały wziąć udział w ataku oraz rozpoczęcie tajnej mobilizacji. Stalin zdecydował się na uderzenie, gdy wywiad doniósł o podjętej 12 września na brytyjsko-francuskiej konferencji w Abbeville decyzji o zaniechaniu podjęcia działań ofensywnych[2].
Sowiecka agresja rozpoczęła się bezzwłocznie po wejściu w życie w dniu 16 września, podpisanego dzień wcześniej w Moskwie, ostatecznego układu rozejmowego pomiędzy ZSRR aJaponią, kończącego nieformalną wojnę sowiecko-japońską na pograniczu Mandżukuo i Mongolii[3] – serię starć pomiędzy japońską Armią Kwantuńską a Armią Czerwoną rozpoczętych 15 maja 1939 roku, których kulminacyjnym momentem była rozpoczęta 20 sierpnia i zakończona 27 sierpnia zwycięstwem Armii Czerwonej bitwa nad Chałchin-Goł. Żelazną zasadą strategii Stalina było bowiem prowadzenie działań wojennych wyłącznie na jednym froncie.
"Jeśli nie chcesz mojej zguby, krokodyla
daj mi, luby" - już w sobotę te słynne słowa z “Zemsty” będzie można
usłyszeć m.in. w Ogrodzie Saskim w Warszawie. Odbędzie się tam “Narodowe
czytanie dzieł Aleksandra Fredry”. Z podziałem na role czytać je będą
znani polscy artyści, dziennikarze i sportowcy.
Akcja rozpocznie
się w sobotę, 7 września, o godz. 11.30, nad stawem w Ogrodzie Saskim.
Otworzy ją prezydent RP Bronisław Komorowski. To on jest inicjatorem
drugiej już edycji ogólnopolskiego, wspólnego czytania największych
dzieł polskiej literatury. - Podstawowym celem akcji „Narodowego
czytania” jest propagowanie kultury narodowej i zachęcenie Polaków
do częstszego sięgania po książki – tłumaczą organizatorzy akcji.
Przez cały dzień, do godz. 20.30, będzie
czytanych pięć utworów komediowych Fredry: „Zemsta”, „Mąż i żona”,
„Damy i huzary”, „Pan Jowialski” oraz „Gwałtu, co się dzieje”. Z podziałem
na role zaprezentują je znani polscy artyści, dziennikarze i sportowcy.
Każde dzieło będzie czytane przez ok. 1,5 godz. Na pierwszy ogień pójdzie
„Zemsta”.